,,Kocham Bohaterów'' Susan Elizabeth Phillips - recenzja

 Dzisiaj przybywam do Was z recenzją i pomimo wszystko proszę o wyrozumiałość, bo to moja pierwsza ,,poważna'' recenzja ;)


 Annie, dziewczyna po studiach aktorskich i zapaleniem płuc, jedzie naśnieżoną ulicą wyspy Peregrine, wyspy, na której wcale nie chciała się znaleźć... Ściągnęła ją tam tylko i wyłącznie umowa rozwodowa jej mamy. Dziewczyna nie była w tym miejscu od niezwykłego i jakże pamiętnego dla niej lata. Chora, osłabiona i cała zziębnięta pisze maila do dozorcy jej małego domku. Kończąc już trasę do miejsca docelowego, samochód postanawia zrobić Annie na złość i wpada do rowu. Brzuchomówczyni musi pokonać te ostatnie dwa kilometry na pieszo wraz ze swoimi kukiełkami. Jest to dla niej nie lada wyzwanie. Gdy dociera do domku okazuje się, że dozorca nie włączył ogrzewania i wody. Czeka ją zatem kolejna wędrówka - do wielkiej posiadłości Harpów, miejsca większości zdarzeń tamtego pechowego lata. Spotyka tam mężczyznę ubranego jak sprzed dwustu lat z staroświeckim pistoletem w ręce. Kim okaże się owa postać? Co spotka Annie na wyspie? Jaką rolę w tym wszystkim odegrają kukiełki? Po odpowiedzi odsyłam do książki ;) 
 Książkę Wam pokrótce przedstawiłam, więc teraz kilka informacji :P
Tytuł oryginału: ''Heroes Are My Weakness'' (czyli można powiedzieć, że tłumaczenie nie jest karygodne)
Gatunek literacki: Literatura obyczajowa i romans 
Ilość stron: 351 stron
Wydawnictwo: Amber
Ocena na LC: 6,83/10
 Ta książka była pierwszą, która przeczytałam tej autorki, ale wcześniej słyszałam o jej charakterystycznym humorze. Nie spodziewałam się po niej czegoś super-mega-ekstra i powiem, że dostałam więcej niż oczekiwałam :)
 To może zacznijmy od fabuły: Ciekawie rozplanowana i ja nie spotkałam się jeszcze z czymś podobnym (a przynajmniej po części). Teraźniejszość przeplatała się z wspomnieniami z tamtego ,,pechowego lata'', ale nie zostaliśmy przysypani wiadomościami. Wraz z bohaterką wdrażaliśmy się w życie wyspy i poznawaliśmy nowe osoby. Powiem Wam szczerze, że ta książka mnie zaskoczyła, to jak potoczyły się późniejsze wydarzenia (wiadomo, niektóre rzeczy odkryłam, ale jednak). Nie mamy tu samego romansu są poruszone także poważniejsze tematy. Nawet przy jednym łezka mi się w oczu zakręciła. Jednak nie jest to przygnębiająca powieść. Mamy tam sporo sarkazmu i niekończących się (w większości zabawnych) kłótni głównych bohaterów. Jak sama autorka mówi i zostało to nawet zamieszone na okładce: 
,,Piszę, bo życie jest zbyt krótkie, by czytać przygnębiające powieści''
 Musi być również jakieś ,,ale'' i w tym wypadku jest to wina wydawnictwa: jest dużo błędów, a moje wydanie jest dość niestarannie wykonane, a o opisie nie wspomnę.
 Błędy widoczne są najczęściej w wyrazach z końcówkami -liwie, wtedy otrzymujemy -Livie, np. obrzydLivie... Nie powiem trochę mi to przeszkadzało. Pomimo to, jeśli na tym by się skończyło, byłoby dobrze, ale wydaje mi się, że w kilku miejscach połknięto wyrazy i nie zrozumiałam kontekstu zdania (albo po prostu jestem głupia). 
  Jeśli zaś chodzi o opis... Nie chcę tego komentować... Jeśli chodzi o część z tym tajemniczym Nim to się zgadza, ale gdy przechodzimy do części o Niej i czytamy to drugie zdanie... Zostawię to bez komentarza.
 Annie, a dokładnie Antoinette Hewitt, jest główną bohaterką powieści. Dawniej zaczytana w powieściach gotyckich (tak były książki w tej książce *-*) nieśmiała nastolatka. Teraz niezwykle utalentowana brzuchomówczyni, a po jej nieśmiałości nie został ani jeden ślad. Sarkastyczna, niedoceniana przez matkę i samą siebie, musi się zmierzyć z przeszłością. A starcie to z pewnością nie będzie łatwe.
 Postać bardzo ciekawie rozpisana ze swoją historią, której część poznaje razem z nami. W pewnych momentach wkurzała mnie tym swoim nawracanie (nie powiem o co, bo byłby to spoiler). Mimo wszystko daje się polubić.
 Theo Harp, pisarz i mój nowy ''monsz'' <3
 On to dopiero jest tajemnicą, przy nim Annie jest nikim (XD) pod tym względem. Również sarkastyczny, zamknięty w sobie, rozładowujący stres właśnie poprzez pisanie horrorów.
 Tak właściwie postaci drugoplanowe (w tym mała Livie, skąd jak podejrzewam brał się błąd) mają duży wpływ na bieg historii. Każda z nich ma jakby swoje zadanie i to jak to pani Phillips napisała... No po prostu cudnie!
 Ale w całej tej sytuacji nie można zapomnieć o kukiełkach Annie, które odgrywają wielką rolę zarówno w jej życiu jak i w powieści. Już pomysł sam w sobie jest masakryczny (w dobrym sensie). Każda z kukiełek ma swój charakter, jest inna, wyjątkowa. Ja najbardziej polubiłam Leo i Scamp. I wiem, że miałam coś jeszcze napisać, ale jak to mówią ,,Skleroza nie boli''...
 No, cóż pozostaje mi przyznanie punktów:
8/10
Myślę, że w zupełności ona na tyle zasłużyła :)

A może ktoś z Was czytał coś pani S.E. Phillips? 
Jeśli tak dajcie znać w komentarzu co i jak Wam się podobała ;)
Dziękuję za przeczytanie tej recenzji, mam nadzieję, że nie było bardzo źle ;D
Pozdrawiam
Ana ;*

Komentarze

  1. Mimo iż książka wydaje się być ciekawa, to raczej po nią nie sięgnę - ze względu na gatunek.
    Jestem zgorzałą miłośniczką fantastyki, więc obyczajówki/romanse szczególnie do mnie nie przemawiają :)
    Pozdrawiam, Ami.
    Osobisty ósmy księżyc

    OdpowiedzUsuń
  2. Nominowałam Cię właśnie do LBA, po szczegóły zapraszam do siebie: http://ogrodksiazek.blogspot.com/2016/08/liebster-blog-award-1.html ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz